Dzień 007 czyli Jamesa Bonda, kto jest milenialsem jak ja, to wie... ech, starość nie radość.
Dziś zrobiłam sobie mały bunt dietetyczny. Zjadłam w restauracji 2 placki ziemniaczane, zatem były i ziemniaki (cukry...) i tłuszcz. Daję im 800 kcal, żeby się nie dobijać. Rano wpadło 140 kcal z moreli i twarogu chudego.
Myślę, że jest szansa, że w 1000 się zmieściłam, mąż się ucieszył, bo strasznie chciał zjeść poza domem (a on jest tu priorytetem), ja nie musiałam się zmuszać do byle czego podlanego i tak niewiadomo jakim sosem, a efekt jest taki, że przynajmniej zaliczyłam potem toaletę, co po ostatnich skąpych w jedzenie dniach było trudne. Tak więc nie jest źle, ale w weekend muszę się pilnować, żeby mnie nie poniosło.
Jutro robię leczo na dwa dni i będę je jeść bez żadnych udoskonaleń, mąż z sosem bolognese z Pudliszek i makaronem spaghetti.. tak jak lubi.
Jutro rano też ważenie. Trzymajcie kciuki, ale coś myślę, że nie będzie źle ;)
piątek, 4 lipca 2025
Day 007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz